Myszy, świnie, króliki, szczury, psy, ropuchy, lisy, koty, wielbłądy – to krótka lista kilku zwierząt przywleczonych do Australii przez osadników na przestrzeni wieków, które mają niemały wpływ na zmiany w Australijskiej przyrodzie. Niektóre z nich zostały „importowane” celowo, niektóre jak myszy i szczury niekoniecznie. Koty, bo akurat o nich chcę napisać, pojawiły się w Australii razem z pierwszymi białymi wędrowcami na pokładach ich statków. Nie wszystkim kociakom odpowiadało robienie za pupilka, więc bardzo prędko zwiały od człowieków i rozprzestrzeniły się po całym kontynencie oraz cokolwiek zdziczały. Gdzieniegdzie farmerzy sprowadzali całe stada aby trzebiły lokalne „szkodniki”. Koty Na południu Australii żywią się głównie królikami, lecz poza tym terenem głównie rodzimą fauną kontynentu australijskiego. Pożerają lokalne ptaszki, jaszczurki, małe gryzonie a nawet co większe robactwo. Ocenia się, że już doprowadziły do wyginięcia kilku gatunków lokalnych ptaków gniazdujacych na ziemi, i obecnie są dosyć poważnym zagrożeniem dla istnienia kolejnych kilkudziesięciu gatunków małych zwierzątek. Koty nie mają zbyt wielu nie do końca naturalnych Australijskich wrogów, więc rozmnażają się jak przysłowiowe norki. Jedyne zwierzęta, które mogłyby polować na koty to dingo, lisy ewentualnie orły (tak, tak – węże i aborygeni też…), aczkolwiek przy zatrzęsieniu królików nie za bardzo są zainteresowane kotami. Na Tasmanii diabły stwierdziły, że kot to konkurencja i skutecznie płoszą miałczydła. Australia ma zwierzątko co się nazywa quoll, które wielkością jest zbliżone go kota i stanowi niejako konkurencję dla niego, bo jadłospis ma podobny, więc sprytne kociska skutecznie trzebią quolle gdzie mogą. Kot może żyć dosyć długo bez wody – płyn uzupełnia pożerając swoje ofiary – w końcu każde żywe stworzenie składa się głównie z wody. Zamieszkuje więc róznież na terenach pustynnych. Ocenia sie, że w Australii mieszka sobie jakieś 18 milionów dzikich kotów. Można sobie łatwo wyobrazić ile lokalnych stworzonek zostaje codziennie pożartych przez bestie. Gdzieniegdzie wokół terenów, gdzie mieszkają lokalne gatunki zagrożone wyginięciem, buduje się płoty chroniące przed kotami – dosyć drogie rozwiązanie, no ale cóż – Australia stara się ratować to co australijskie.
A teraz wyobraźcie sobie swojego pupilka grzejącego się leniwie na dywanie w słoneczku jako dziką bestię, która doprowadza do wyginięcia całych populacji endemicznych zwierząt Australii 🙂
Pozdrawiam
Karol Nowak Australia
Podobno na jednej nowozelandzkiej wyspie kot latarnika wyzarl cala ostatnia populacje nielotow (juz byly na wyginieciu, tylko tam sie ostaly – do czasu…).
Stephens Island – troszke jest na wiki o tym.
Zaiste – wspominałem o tym tutaj
Hmmmm…osobiście uwielbiam koty, szczerze powiem , iż nie wiedziałem że na wyspie są aż tak mocnym i kłopotliwym ogniwem.
A powiedz mi czy gatunki nierodzime, zbędne i szkodliwe dla fauny/flory australijskiej są w jakiś sposób eliminowane?
Kiedyś słyszałem o karpiach (rybach) że czynią wielkie spustoszenie w australijskich wodach wypychając rodzime gatunki poprzez tłumienie naturalnego rozpowszechniania i rozrostu populacji rodzimych.
Jak te problemy rozwiązują ekolodzy australijscy. Co do karpia słyszałem że wędkarze łowiący je, mają zakaz wypuszczania (no kill) z powrotem do wody. Rybę złowioną (karpia) należy natychmiast „zabić i zniszczyć”. Zakaz pod karą grzywny. Prawda czy fałsz? 😉
Co do karpi to prawda.
Co do pozostałych gatunków… hmmm spróbuj się domyślić 😉
Czyżby ilość tych tzw. „szkodników” 🙂 wskazywała na to że wkradł się podobny bezsens, co u nas w Polsce np. w sprawie kormoranów? 🙂
Zakładam też to, że z racji obszaru jakim jest Au problem jest nie do opanowania… 🙂 – dobrze myślę? 😉
Przypomniało mi się jeszcze, (to chyba w Australi było…) – służby australijskiej eko kiedyś zarządziły odstrzał na oposy, były prawdopodobnie skupy „skórek”, celem było ograniczenie rozwiniętej do granic możliwości populacji tych zwierzątek. Dobrze słyszałem ?
O ile tak było, to z tego co piszesz Ty i i małżonka mówi w jednym z filmików mało co to dało…oposy jak były tak są nadal :D.
Nie zapominajmy, że to nie wina kiciusiów – to człowieki popisując się własną głupotą zwiozły animalsów. Z całej tej paki przybyszów najwięcej szkód robi człowiek i bodajże aga – a najmniej chyba wielbłąd. Ale jak się okaże, że kangury zaczynają jeść korę – to i wielbłąd zastąpi baraninę na australijskim stole. Szkoda, że człowiek jest tak głupi. Cieszy jedynie fakt, że ostatnie kilka lat to w Australii lata rozmyśleń i w miarę konkretne przedsięwzięcia mające na celu eliminację agi, królików, świń i dingo. Tylko, czy za 5 lat nie okaże isę, że przywlekli mrówkę ognistą? alboi co innego…..
Ja zawsze wiedziałam, że te nasze sierściuszki to dzikie bestie, ale żeby aż tak groźne to bym się nie spodziewała 😀 Przypomina mi się świetna strona, którą kiedyś przypadkiem znalazłam: http://www.catswhothrowupgrass.com/kill.php
Coś dla mnie :-)))
Kiciusie , kiciusie…
Wszystko w nadmiarze jest szkodliwe.
Nieźle się rozmnożyły :/
Jak zwykle narozrabiał człowiek,
a pretensje do miłego stworzonka ;-)))