Serce me z radości mocniej bić zaczęło, bo wygrałem w Australijskiego totolotka!!! Nie, żeby jakaś suma poważna, ale sam fakt się liczy! Zainwestowałem jakieś 12 dolarów w tzw syndicate i wygrałem – całe 11,12 dolara, czyli jestem tylko niecałego dolara w plecy.
Każdy stan w Australii ma swoje własne loterie – działające w zasadzie tak samo, ale w każdym stanie pod czujnym okiem innego nadzorcy gamblingowego – w końcu nie będą finansować innych stanów jak mogą wrzucić zarobioną kasę do swojego wora. W Queensland nazywa się toto „Golden Casket” – można grać przez internet, skreślać kratki na specjalnym kuponie, zażyczyć sobie w kiosku „chybił trafił” ewentualnie wziąć udział w tzw „syndicate”. Syndicate to nic innego jak gra systemowa – tyle, że zamiast jednej osoby wykładającej całą kasę na kupon w danym losowaniu, wydatek dzieli się na kilka udziałów, i kto tam chce może sobie nabyć jeden lub kilka udziałów w danym syndykacie. Jeśli dany syndykat coś wygra, pieniążki dzieli się między inwestorów ze względu na ilość udziałów.
No i właśnie w takim syndykacie zdarzyło mi się zagrać i wygrać.
Nadmienić powinienem chyba również, że Golden Casket urządził coś takiego jak „Winners Circle” – można się zarejestrować i dostać swój numerek, oraz sprawdzać swoje wygrane/przegrane przez internet. Dzięki temu mają również adres wygrywacza i mogą wysłać czek szczęśliwcowi, jeśli w ciągu 3 tygodni nie zrealizuje swojej wygranej w kolekturze, co też w moim przypadku nastapiło.
Wygraną zainwestowałem w kolejnego syndicata na jutro – zobaczymy ile tym razem będe w plecy 😉
Z boku kopia listu z czekiem co mi wysłali.
Pozdrawiam
Karol Nowak Australia
No nie bądź takim fatalistą, może tym razem będziesz dolara do przodu 😉
Taaaak…
Nie ma to jak Totolotek :-)))