Zbliżają się wybory stanowe w Queensland w Australii. Niby nic nadzwyczajnego a jednak. Ciekawostką może wydawać się fakt, że wybory w Australii są obowiązkowe. Jest całe mnóstwo metod głosowania – można wysłać pocztą swój głos, można stawić się w swoim punkcie wyborczym, można w innym jeśli jesteśmy poza domem, można głosować w Ambasadzie Australii jeśli jesteśmy poza granicami kraju, ale głosować trzeba. Po wyborach sprawdzają kto nie głosował i wysyłają do domu zapytanie o usprawiedliwienie – jeśli takowego brak, będzie kara – niekoniecznie chłosta, ale parę dolarów będzie trzeba zapłacić. Niektórzy się burzą „Jak to tak! MOJA wolność obywatelska została w tym wolnym kraju zabrana! Ja sam powinienem decydować czy chcę głosować czy nie!„. Tak, tak… – przynajmniej, nie będzie zdziwienia że „ci mniej faworyzowani wygrali”, bo nie poszedłem do lokalu wyborczego, a w tym samym czasie niespodziewanie fanki pewnego typu beretów przechyliły szalę na korzyść Pana Prezydenta od „dwóch takich co ukradli księżyc” bo pewne radio, podobno apolityczne, agitowało wyznawców…
Mus, to mus… wiem gdzie pójdę 31 Stycznia. Tylko na kogo głosować? Liberałowie, partia pracy, zieloni, a może na Pana Palmera? W końcu „specyficzni politycy” nadają tej całej maszynie kolorytu 😉
Jako, że „Australia Day” idzie mam dwie duże Australijskie flagi 180cm x 90cm dla Was. Jeśli chcecie uczestniczyć w zabawie wpiszcie proszę poniżej swoje imię, email oraz w kilku słowach / zdaniach dlaczego akurat Ty powinieneś/powinnaś jedną z nich dostać oraz co zamierzasz z nią zrobić. Wybywamy na kilka dni w busz, więc sprawdzimy co tam w mailach piszczy po powrocie. Autorzy najciekawszych wpisów zostaną zwycięzcami.
Konkurs zakończony.
Komentarze również mile widziane. A jak skomentowanie zbyt trudne to przynajmniej lajka na fejsie albo google plusa poproszę.
Miłej zabawy
Pozdrawiam
Karol of Oz
Ha! Od dawna mówię, że głosowanie powinno być obowiązkowe i powołuję się na przykład Australii. Jakoś nie uważam, by to że ktoś zagłosuje, mogło przynosić ujmę czy straty moralne. Skoro wybieram tego, kto będzie potem głosował w moim imieniu, to odpada argument: Ja nie głosowałem! To nie moa wina!
Jeśli mam możliwość to z reguły biorę udział w wyborach, choć nie wiem czy by mi się podobało gdybym była do tego zmuszana. Ale fakt, faktem może mniej byłoby wówczas narzekania, że rząd nie jest taki jakiego byśmy sobie życzyli…