Zatkało mnie jak dowiedziałem się, że w Polsce ogląda się właśnie program „Mistrz Kuchni Australia” (Masterchef Australia). Dlaczego mnie zatkało? Wyjaśnię po krótce trochę dalej.
Nie czytać jak ktoś nie chce znać zwycięzcy 😉Jedynym typowo australijskim daniem jest stek z grila (zazwyczaj przypalony), na tym się kończy „australijska kuchnia”. Niektórzy powiedzą, że „fish and chips” (usmażona rybka z frytkami z ćwiartką cytryny „on side”) jest również australijskim daniem, lecz to nieprawda jest – z Anglii nabyte tak na prawdę danie to jest.
Wyobraźmy sobie polską kuchnię – bigosik, żurek, flaczki, schabowy, chlebuś pachnący, rogalik, pierożki… wystarczy bo klawiaturę śliną zaleję… W kraju można by wypasiony programik taki nakręcić. Po jakichś naprawdę porządnych knajpach uczestników przegonić, a na koniec ROZDAWAĆ (broń boże sprzedawać) program po świecie całym. Czemu rozdawać? Aby do jasnej Anielci wypromować kuchnię polską na świecie, a nie australijskie gówno jakieś! Zapędziłem się trochę… przepraszam… W zasadzie australijskiej kuchni tam nie promują… jeden odcinek jest o chińskiej kuchni, inny o francuskiej, inny o włoskiej. wracając do tematu – program perfekcyjnie wyprodukowany pod publikę, super dobór uczestników – pełna międzynarodówka i pełny przekrój charakterów uczestników. Program trzyma w napięciu, a jakże – oglądałem z otwartą gębą i kur… rzucałem jak się odcinek skończył bo ciągle nie wiedziałem, kto z odcinka wyleciał. Potem dyskutowałem z małżonką, czemu tego wyrzucili, a tamtego zostawili. Zaskoczeni byliśmy jak pod koniec serii przywrócili do gry kilku wcześniej wyrzuconych – jest akcja, jest dramat, jest napięcie w programie tym. Dużo lepiej się ogląda niż niejeden film akcji. Każdorazowo obrzydzenie nas brało jak sędzia oblech w tłustych włosach ubrany jak obwieś jakiś swoja gębę otwierał aby krytykować uczestników. W drugiej serii włosy mu umyli, trochę uczesali i w miarę „po ludzku” ubrali (jak na zdjęciu powyżej). Zapytacie kto wygrał?
Uwaga – JULIE wygrała… zasrana „matka australijka” wygrała, która o gotowaniu ma mniej więcej takie samo pojęcie jak ja o sraniu! Moją faworytką była Geni – „babcia” greczynka (niezła sztuka jak na babcię!), ale ona niestety w połowie programu wyleciała… z rozpaczy w protescie nie oglądałem kilku następnych odcinków.
Tak czy inaczej do finału doszli m. in. Julie, Poh i Chris (facet w kapelusiku, który pod koniec programu musiał się nieźle chamować, aby nie powiedzieć przemądrzałym sędziom, żeby się łaskawie delikatnie mówiąc „popukali w głowę” ze swoimi decyzjami) jak również Justine.
Co mi zostało po programie – niesmak pozostał. Razem z Julie wygrała australijska ściema, wygrała australijska komuna. Tak po Australijsku pokazali, że nie jest istotnym co tak na prawdę potrafisz, nie jest istotne czy potrafisz gotować czy nie, sędziowie pokazali kto tu rządzi i wybrali Julie jako zwycięzcę serii.
Jednakowoż po zakończeniu programu życie pokazało szarą prawdę. Zwyciężczyni programu Julie „napisała” książkę kucharską, z której połowa kartek to puste strony. Prawdopodobnie jedynie te puste były jej autorstwa… Czemu puste ? – bo stwierdziła na zakończenie programu, że zostawi miejsce dla czytelników na wpisywanie własnych przepisów. Sędzia Tłusta Świnia aż się rozpłakał jak to usłyszał. Chris pochylił głowę przed kamerami aby ukryć za kapeluszem drwiący uśmiech na twarzy… Faktycznie książka wylądowała w księgarniach i jak prędko się pojawiła na witrynach, tak prędko wylądowała na tylnych półkach. Julie wystąpiła jeszcze w jakiejś drętwej reklamie lokalnego producenta woreczków na kanapki, po czym Australia o niej zapomniała, pewnie dalej smaży steki dla swojej rodzinki…
Justine – w wieku 23 lat została szefem kuchni jakiejś wypasionej restauracji na południu Australii.
Chris – napisał książkę o goloneczkach, książkę która po roku ciągle leży na głównych półkach w księgarniach. Poza tym chyba prowadzi jakąś restaurację w Melbourne.
Poh – prowadzi bardzo popularną serię programów o gotowaniu w ABC1 – ogólnokrajowej telewizji.
W Australii skończyła się już 2-ga seria (rozżalony nie oglądałem), w tej chwili na antenie jest Junior Masterchef.
Oficjalna strona, streszczenie odcinków serii pierwszej i całe odcinki serii drugiej można przeczytać i zobaczyć na oficjalnej stronie programu – tutaj.
Pozdrawiam
Karol Nowak
Dzisiaj oglądałam właśnie odcinek, w którym odpadł Chris co było dużym zaskoczeniem, że włąśnie przegrał z Juli i to ona przeszła do finału, bo Poh zrobiła niesamowite dania i od początku była moja faworytką. Tak się jakoś złożyło, że trafiłam tutaj przed obejrzeniem odcinka finałowego i nie wytrzymałam i musiałam przeczytać kto wygrał i bardzo się rozczarowałam. Juli potrafiła mnie nieraz wzruszyć, ale innych dania wyglądały lepiej… ale może smakowały gorzej ?? tego sie nie dowiemy…
Do rzeczy.
W odcinku 47 podano przepis na pina coladę.
Włączyłam w połowie przepisu i nie wiem, jakie składniki były na początku 🙁
Czy ktoś może ma ten przepis?
Dodam, że ta pina colada wyglądała wyśmienicie 🙂
Ja też się z tym nie zgadzam 🙁
Ja też byłam w szoku że Julie wygrała. Program nie polegał na ocenie całego dotychczasowego dorobku ale na stworzeniu smacznych dań, dopracowanych do perfekcji (smak, prezentacja). Z informacji zawartych dowiedziałam się że Julie nie podążyła tą ścieżką. Podejrzewałam że tak się właśnie może stać. Jednak to tylko i wyłącznie jej decyzja. A jak widać Julie oprócz jak to Pan określił, zresztą bardzo kulturalnie „Srania” ma jednak pojęcie o gotowaniu. Gdyby nie potrafiła tego robić nie zaszła by tak daleko.
Uważam że autor nie zachował się kulturalnie, pisząc ten artykuł. Obrażanie innych przychodzi Panu Nowakowi widać bardzo łatwo. Proponuję popracować nad kulturą osobistą. Bo może się Pan kiedyś zdziwić jak takie słownictwo obróci się przeciwko Panu. Może kiedyś ktoś powie Panu że jest „grubą świnią”. W sumie liczę na to
Określiłbym raczej, że Julia dostała raczej dopchana do finału, niż „zaszła”, no ale to tylko i wyłącznie decyzja jak sądzę producentów programu. Zadziwiające, ze pozostali członkowie finału, mimo, że nie „wygrali” doszli dużo dalej niż ona.
Na status „tłustej świni” ( nie „grubej” jak mi to zostało zarzucone) składa się całokształt zachowania i wygląd osoby, którą na myśli mamy. Proszę zwrócić uwagę jak niekiedy ten pan „pochłaniał” pokarmy mu podane, na sposób w jaki się wypowiada, jego przetłuszczone włosy, jego ogólna aparycja – ohyda. W drugiej serii przynajmniej popracowali odrobinę nad jego ubiorem i włosami.
Znam wielu ludzi „bardziej zaokrąglonych od niego”, których w życiu nie nazwałbym „tłustą świnią” – jeśli o rozmiar chodzi.
Doskonale rozumiem, że nie wszyscy muszą podzielać moje zdanie. Doceniam, dziękuję za uwagę i pozdrawiam Serdecznie.
Karol
Ps:Aby uniknąć „nieporozumień” zmieniłem „tłusta świnia” na „oblech” – bo o to mi tu chodziło…
Nadal jestem w szoku ze wygrala Julie!!! Bylo tam o wiele wiecej dobrych a wrecz wspanialych kucharzy ktorzy mieli o wiele wiecej do powiedzenia a ona wygrala szok :/