fbpx

Powódź w Australii

Share the joy

Queensland i północny New South Wales zalane.

Na rybki w Rockhampton.

Powodzie w Australii są czymś niezmiennie naturalnym, jak pory roku. Podczas pory deszczowej, która zaczyna się zwykle w listopadzie a kończy w marcu, to tu to tam zaleje mniej lub bardziej. Na koniec 2010 roku popadało trochę mocniej niż zwykle. Od początku grudnia zaczęło padać w centralnym i południowo-wschodnim Queensland z krótkimi przerwami do końca roku. No i napadało co nie miara…
Obecna powódź oceniana jest na największą od 50 lat. Trudno powiedzieć jakimi kryteriami oceny się kierowano. Chyba wzięli średnią ważoną z opinii mieszkańców terenów zalanych. Tak czy inaczej – spróbujmy sobie wyobrazić terytorium Niemiec i Polski do kupy wziętych – taki jest mniej więcej rozmiar powodzi.
Woda, która spadła z nieba w centralnym Queensland na swej drodze do oceanu przelewa się przez wiele miast i miejscowości na swojej drodze. Niektóre z miejscowości, jak Condamine i Surat zostały ewakuowane w całości – na miejscu została jedynie policja. W wielu innych mieszkańcy niżej położonych domów musieli tymczasowo schronić się po hotelach i u znajomych.
W Rockhampton pomimo, że deszcz od tygodnia czy dwóch już nie pada zakłada się, że najwyższa fala dotrze dopiero za 2-3 dni, a woda opadnie dopiero za jakieś 2-3 tygodnie (jeśli deszcze nie wrócą).
Emerald przeżyło 2 lata temu (w 2008) wielką powódź – w tym roku mają powtórkę. Pola cytrusów (podobno największe na południowej półkuli) zalane, pola bawełny – największe w Australii – zalane, australijskie kopalnie węgla leżące wokół Emerald, w większości odkrywkowe, są zalane. Trochę czasu minie zanim wypompują wodę. Ocenia się, że dzięki powodzi 75% kopalni węgla w Australii nie działa, ten węgiel z kolei zaspokajał 50% zapotrzebowania światowych hut stali.
Bundaberg powoli otrząsa się z powodzi – tam podobno woda już opada. W tym roku mandarynek nie będzie. Mandarynki z pobliskich Gayndah i Mundubbera – Australijskie zagłębie mandarynkowe – zalane. Wokół Bundaberg uprawia się jakieś 60 % australijskich ananasów – w tym roku zbiorów nie będzie…
Roma – miała swoją powódź w marcu 2010 – jeszcze się dobrze nie otrząsnęli, lecz na szczęście ta powódź potraktowała ich łagodnie.
Miejscowości zwykle budowane na wzgórzach wyglądały jak wyspy na oceanie. Do wielu miejsc wojsko helikopterami dostarczało podstawowe materiały potrzebne do życia – wodę (taką do picia – tej zalewowej nie polecam), pożywienie, a nawet pokarm dla zwierząt. Drogi dojazdowe przestały być przejezdne.
Theodore, Chinchilla, Dalby – zalane.
Wielu ludzi, którzy chcieli się dostać z północy Queensland (Cairns, Toowoomba, Mackay) do Brisbane lub dalej na południe utknęło na święta w połowie drogi, lub musieli zawrócić – objazdów brak, chyba że przez zachodnią Australię – ale to im zajmie dodatkowe 2-3 tygodnie.
W Queensland ogłoszono stan wyjątkowy, premier Queensland Anna Bligh i premier Australii Julia Girard udały się na wycieczkę objazdową po zalanych terenach (wystartowały osobno – aby na koniec spędzić wspólną pogawędkę z mieszkańcami bodajże w Bundaberg). Jedyne co od ludzi usłyszały to: „pani kochana zalało nas jak jasna cholera, ale się pani nie martwi, damy radę!” Takie Australijskie „no worries” Mniej więcej tutejsze podejście do życia – „powódź przyszła, powódź pójdzie – bóg dał, bóg zabrał, dobrze żeśmy cali i zdrowi ciągle. Pójdziem do sąsiada – on na górce mieszka, jak woda zejdzie to pomoże ze szlamu i błota wyczyścić”. Polacy podobno jednoczą się tylko gdy naprawdę źle się dzieje. Australijski Outback (cywilizowany mieszczuch określił by tą część Australii po chamsku – zadupie) ma to na codzień – tam ludzie jakoś tak w zgodzie i przyjaźni bardziej żyją (trochę inaczej jest w największych miastach – ale to już inna historia). Trochę zadziwiające może być takie podejście. Tyle, że oni mogą liczyć na pomoc. Tak więc póki woda jest łowią ryby z werandy (nie, żeby coś złapali, ale kija zamoczyć można, w końcu nie wiadomo, kiedy znów woda będzie), piwko popijają siedząc po kolana w wodzie i czekają póki woda opadnie. Wojsko daj bozia przyleci albo przypłynie – chlebek i jakieś konserwy na zagrychę podrzuci. Będziemy się martwić później – tutaj przynajmniej mrozów nie ma to i pod namiotem pomieszkać można jak i będzie trzeba.

Na YouTube jest multum filmów – wystarczy wpisać „emerald floods 2010” albo „rockhampton floods”

Pozdrawiam
Karol Nowak

%%wppa%%
%%slide=7%%

Powódź w Australii

Share the joy
Tagged on:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *