„Edyta – ty nie nie masz racji!!!” rzekła pani profesor…
Pamiętacie jak w szkole takzwanej średniej na lekcjach języka polskiego pan/pani „profesor” (bo tak należało się zwracać do szanownego grona nauczycielskiego – i dobrze!) dokonywał/a analizy wiersza, poemu, ksiązki czy cotam akurat było na patelni. Zwykłe padało pytanie – „a Waszym zdaniem co autor chciał powiedzieć?”. Zwykle Edyta miała swoje cokolwiek odmienne zdanie od jedynie słusznej propagandy, trudno niejednokrotnie nie było jej przyznać racji… I tak na koniec się zawsze dowiadywała, że nie ma racji, boto właśnie było tak a nie inaczej!!! Jakiś film-komedię produkcji USA nakręcili kiedyś, w którym średniego wieku syn dzianego dziadka nad grobem musiał zrobić szkołę średnią bodajże bo spadku nie dostanie. No i poszedł do koledżu. Scena pamiętna – jak główny bohater wykopuje z pokoju w akademiku autora książki, którą właśnie na zajęciach przerabiali i go opier…, że nie wie o czym pisze. Wnioskuję, że pisarz napisał mu wypracowanie, za które uczniak dostał pałę jak „z tąd do Noteci”. Kto wie być może Edyta miała rację 😉
Przechodzę do meritum:
„Fasolki” są niesmiertelne – piosenki wiecznie młode, potomek chcąc nie chcąc słucha (chyba chcąc bo się raduje). Poniżej „Zabiorę brata na koniec świata” (zapożyczone z jutiuba – jakości fatalnej, ale chwała, ze ktoś dał radę i wygrzebał!!!).
Nie wiem co tak na prawdę Ewa Chotomska miała na myśli pisząc ten tekst, ale przekonany jestem, że pisała o Australii. Lecimy z analizą:
W szałasie będzie można spać – taaa – trudno te Australijskie cottage albo inne lepianki domem nazwać
I pomarańcze z drzewa rwać – można, można, gdzieniegdzie nawet zrywać się nikomu nie chce i krowy na wypas puszczają pod drzewa coby zjadły co spadnie
Codziennie jeść banany – na litość boską ile można, jabłka toż to rarytas, banany beee!!!
U stóp wspaniałej ljany – diabli nadali znów się przez te krzaki lasów deszczowych przebijać!!!
Wakacje będą cały rok – zapytaj ozika – on na wakacje chce do Erłopy, bo Australijskich ma dość.
Gorąca plaża już o krok – no, na to akurat narzekać nie można
Powietrze, słońce, woda – oj tak…
Beztroska i wygoda – mmmmmmmmm…
A jeśli za rodziną
Na wyspie zatęsknimy – i tu buba ;(
Wyślemy list w butelce – cóś mi ten list sięm do flaszki wcelować nie kce, ep, co było w tej butelce? MOże nie powiniemanem byłema tego wypijowyepwywać…
Do siebie zaprosimy – tylko coś przylecieć nie chcą, może butelka nie dopłynęła …
A jak ktoś jest innego zdania na temat analizy – cóż nie będę się kłócił ani do swoich racji przekonywał. Ale jak ktoś ma ciekawy pogląd (niekoniecznie odmienny) – poproszę o komentarzyk.
Pozdrawiam
Karol Nowak Australia
„… na wszelki wypadek postawię znak w powietrzu…” (Coma – „w chorym sadzie”)
Moje lata dziecinstwa, dzieki za przypomnienie. Lezka kreci sie w oku. Pozdr
Coraz bardziej mnie przekonujesz, że Australia jest jak raj…:-)
Kojarzy mi się bardzo sympatycznie z 2 książkami przygodowymi o Australii,
które przeczytałam dziecięciem będąc…
Niechaj zgadnę – jedna z nich to „Tomek w krainie kangurów” ?
To też :-)))
Wypożyczone z biblioteki i czytane w nieskończoność.
Nie pamiętam autora,
ale to było o koniu o imieniu Tamerlan
i druga książka o wspaniałym psie dingo…
Jak trafiłam na Twojego bloga,
to od razu mi się te książki przypomniały.
I tak sobie czytam o współczesnej Australii 🙂