Mam pewne uczucie potwierdzone wzajemnymi spostrzeżeniami… (Żona też ma)
W rejonach cywilizowanych, gdzie rynek zbytu sięga setek milionów potencjalnych odbiorców, jak nieprzymierzając Europa lub Stany, normalnym jest, że towar, który raz pojawi się na półkach – zostaje tamże bez względu na czynniki zewnętrzne. Zaczyna brakować na półkach to dokładają. Chyba, że popyt się skończy, ale to już inna sprawa.
W Australii działa to „trochę” inaczej. Przychodzi moment, że w skrzynce pocztowej obok innej kupy śmieci pojawiają się ulotki z dużych sieci handlowych o nadchodzących „wielkich promocjach”, tak bez okazji. W ulotce pokazane jest co będzie na sprzedaż, kiedy i za ile. Gdy nadchodzi sądny dzień sklep jest okupowany przez tabuny kompulsywnych nabywaczy za niekoniecznie gotówkę towarów jakże wyczekanych. Co więcej – te same towary pojawiają się nagle również u konkurencji… Po kilku dniach jak już wszystko jest wykupione – sytuacja wraca do normy…
Kiedyś nabyliśmy dla pociechy taką małą składaną kanapkę do leżenia z gąbki – w tamtym momencie towar ten dostępny był wszędzie w wielu różnych kolorach i wzorach. Kanapka się niestety po jakimś czasie wysiedziała i zmechaciła więc nalezało zakupić nową. I tu złapaliśmy Zonga… Nigdzie cholery nie szło dostać. Po jakimś czasie była następna promocja, i znów kanapek od liku w sklepach było! Parę razy z innymi rzeczami historia była podobna.
Przechodząc do sedna sprawy. O co chodzi z tą sezonowością? Wnioskuję, iż sezony w Australijskim handlu liczone są od przybycia jednego statku do przybycia drugiego statku do portu…
Co też należało udowodnić!
Amen
Pozdrawiam
Karol Nowak
ps: nie wiem tylko dlaczego kojarzy mie się to z głęboką komuną, gdy głównym wydarzeniem w polskim dzienniku przed świętami było „wlasnie pszycumowal do plortu statek z pomaranczami z Brazylij”…
Ta sezonowość objawia się także w inny sposób 🙂
I tak na przykład w sieci sklepów ALDI (nasz ulibiony:-))
w samym środku upalnego lata (gdzie w Europie jest oczywiście zima)
…………na półkach goszczą SANKI! 🙂
I chyba właśnie dlatego, robiąc zakupy najczęściej powtarzam sobie w myślach – „trzeba brać bo za tydzień nie będzie „!!! 😉