fbpx

Kiedy się dziwić przestanę…

Share the joy

Sobota, koło południa… Zostałem wygnany na szoping: „masz tu listę, jedź” rzecze żona. Jadę. Jako, że kryzys mamy w Australii oczywiście nie można znaleźć miejsca do zaparkowania na parkinkgu w centrum handlowym. Pojechałem na pięterko tam coś się zawsze znajdzie – ciepło, słoneczko czadu daje 😉 Zaparkowałem, polazłem do łulłorta (Woolwoorths) wziąłem wózek i jadę między tymi półkami…
Dygresja – kiedyś człowiek polazł do spożywczego, stanął przy ladzie, powiedział sym/anty(niepotrzebne wykreślić)patycznej pani sklepowej „dwa mleka, chleb, masło, makaron, woda mineralna, itd, itp”. Przyniosła, podała, nawet pomogła do torby załadować, skasowała i wydarła japę „NASTĘPNY!!!” – człowiek jakoś tak swojsko się czuł… A teraz, bez mapy to między półki nie wchodź bo się zgubisz ;(
Wracając do tematu – obijam się o tabuny matron i dzieciorów klikających coś w swoich iphonach, ipadach, icholerawieczymtamjeszcze próbując odnaleźć cotam sobie małżonka zażyczyła. Rybka tu jest, dobra, odkreślona, ląduje w wózku, co teraz – mleko? nie mleko to po drugiej stronie hali będzie, to chyba na końcu wezmę, co teraz? wiem! Masło – kur… nie ta alejka!!! zawracam, moment – lody miałem wziąść, to tutaj – tylko kurna jakie??? jakieś15 zamrażarek z lodami na środku wzdłuż alejki stoi, lezę i patrzę, te nie, te nie, jakieś małe na patyku miały być… ale skąd tu małe, wszystkie takie po 2-3 kilo pudełka! Trzeci raz zawracam. Nie ma, no kurcze nie ma!!! Biorę takie pudło 2kg z zawartością biało/brązowo/różową. Obracam się patrzę, a tam kolejnie 14 szaf z lodami stoi… no to znów łaże w te i we wte. Coś jest na patyku – Magnum – będzie OK – myślę. wrzucam do kosza, jadę dalej. Husteczki higieniczne, soczek żurawinowy (antyoxydanty w modzie) karton pepsi, woda mineralna, kurna- gdzie to mleko!!! Jest – ląduje w koszu. Po drodze jakiś kurczak „free range” do kosza się zaplątał. Nadmierna ilość osobników pałętających się między półkami wzorem świętych krów powoli doprowadza mnie do deliaktnie rzecz ujmując  – stanu podirytowania, udaję się w kierunku kas w liczbie sztuk 16, wszystkie obsadzone, nigdzie więcej jak 2 osoby w kolejce, wypatrzyłem jedną, przy której klientów brak, podjeżdżam wypakowywuję towar na taśmę, a chłopaczek do mnie „hał is jur dej biing? Anything ekscajting tudej?”. „noł, nothink jet” grzecznie odpowiadam, (pakuj kurna łosiu myślę, bo żona na lody czeka!!!) on dalej rozmowę ciągnie, kasuje, w torby ładuje, ja torby wciskam do wózka, w końcu płacę i wyjeżdżam, sprawdzam jeszcze paragon – ok, wszystko jest. Po drodze na parking jeszcze gdzieś tam zaglądam, w końcu ładuję stuff do bagażnika i hajda do domu! Zajeżdżam wyciągam wszystko na stół w jadalni i narzekam – nic nie kupiłem a 126 dolarów poszło… Małżonka do mnie – „pokaż, eeee nie wygląda mi to na 126 dolarów…” a ja na to „masz tu paragon, sobie sprawdź”, no to sprawdza i się pyta „a gdzie chusteczki higieniczne, a gdzie to masło, i …”. Faktycznie – nie ma. Pierwsza myśl „kurna ktoś mi skubnął z kosza!!!”. Żona mówi – wyluzuj jedź z powrotem do sklepu może zostawiłeś jakąś torbę, zresztą złe lody wziąłeś, miały być jogurtowe na patyku – taka kolorowa paczka. No nic to – jade bez większej nadziei na sukces… Zajechałem, ide pod rzeczoną kasę, numer 12 jak się okazuje, patrzę a chłopaczka już nie ma – ktoś inny na kasie stoi. No to klops, myślę. Ale nic to, idę do informacji i mówię do babki „słuchaj jakąś godzinę temu robiłem tu zakupy…” a ona „co było w torbie, bo mam kilka” – zamurowało mnie, ale mówię nieśmiało „husteczki, sok z żurawiny…” wyciąga z pod lady – „to ta?” – pyta „tak, to ta!” radośnie odpowiadam, „ale tam jeszcze masełko było” – mówię. „faktycznie, musiałam wyciągnąć, aby się nie roztopiło. Nie pamiętam, które to było – idź na halę sobie weź i przyjdź z powrotem”. No to polazłem, po drodze wziąłem jeszcze te jogurtowe lody na patyku, ładnie za nie zapłaciłem pani przy wyjściu, podziękowałem grzecznie i oddaliłem się…

no właśnie – kiedy się dziwić przestanę, że tego typu zachowania są na porządku dziennym w tym kraju, a nie „ktoś podpier…”

Pozdrawiam
Karol Nowak

Kiedy się dziwić przestanę…

Share the joy

5 thoughts on “Kiedy się dziwić przestanę…

  • 25 października 2011 at 06:41
    Permalink

    dorwałam cię!
    Czytając ten wpis śmiałam się rozkosznie.
    Mamy ciągle zakorzenione, że ktoś gwiznął, że jak zapomnimy ze sklepu zakupów, to przepadły, że cwaniaków nie brakuje.
    Ale nie w Australii, także nie w Kandzie! No i dobra nasza, przyjemniej żyć w miejscu gdzie trochę uczciwości zostało, choć też i tutaj jej wciąż ubywa.
    Życie osładzają jogurtowe lody, za którymi, podobnie jak twoja żonka, też przepadam.
    Pozdrawiam serdecznie
    Liliana
    owocdecyzji.com

    Reply
    • 29 października 2011 at 16:21
      Permalink

      Liliana …bez urazy…kradną wszędzie… Antypody i Kanada nie są wyjątkiem przykro się czyta takie wpisy…mam wrażenie że te kraje to pępek świata…a Wy…szkoda gadać
      ps.niedawno córce włamali się do auta i ukradli paszport…w Australii…
      pozdrawiam Marianek

      Reply
      • 31 października 2011 at 20:27
        Permalink

        Oczywiście, że kradną wszędzie. Tyle, że w Australii zdarza się, że ukradną, w niektórych innych krajach wręcz na odwrót – zdarza się, że nie ukradną 😉 Ostatnio słyszałem w robocie historię z RPA – rękę Ci odrobią, żeby ukraść pierścionek… nie dziwota, że uciekają z tamtąd do Oz nagminnie.

        Reply
        • 3 listopada 2011 at 05:24
          Permalink

          Karol…wyjedź czasem… inaczej spojrzysz na tę konserwę…Ty i Tobie podobnym tego życzę /Ty słyszałeś …a ja wiem ….taka różnica…pozdrawiam /bez urazy /:)

          Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *